Giro na własne oczy!

21 maja. Magiczna dla nas data!

Wieczorem pakujemy rowery na dach i za kolejne 10 godzin będziemy na miejscu. Tak jak co roku, jedziemy ok 1000 km żeby na własne oczy zobaczyć ten spektakl! Właśnie TAK! SPEKTAKL! Nie można tego nazwać inaczej. Najtrudniejsze przełęcze: Passo Gavia i Passo dello Stelvio, Morti,  mordercze kilometry przewyższenia…

http://www.gazzetta.it/Giroditalia/2013/it/percorso-tappe/tappe.shtml?t=19&lang=it

Zapach peletonu w nozdrzach i ciarki na skórze… Jedno z najwspanialszych doświadczeń jakie udało mi się przeżyć, a raczej przeżywać dwa razy do roku podczas Giro i TdF.

Giro po polsku

Continue reading Giro na własne oczy!

Dzisiaj szalał Di Luca, a Wiggins traci

Końcówka etapu w deszczu to nie jest to co Bradley Wiggins lubi najbardziej. Podczas dzisiejszego etapu stracił wszystko to co zarobił podczas drużynowej czasówki. To jest trochę wtopa Sky, bo przecież w czołowej grupie dojechało aż dwóch zawodników z brytyjskiego teamu, a Rigoberto Uran Uran nawet próbował walczyć o zwycięstwo etapowe, podczas gdy lider jego drużyny tracił cenne sekundy.

Nic nie stracili za to Cadel Evans, Michele Scarponi, Ryder Hesjedal i najgroźniejszy rywal Wigginsa, czyli Vinzenzo Nibali. Lider wyścigu Luca Paolini był również tam gdzie powinien być lider, czyli w pierwszej grupie.

Continue reading Dzisiaj szalał Di Luca, a Wiggins traci

Faworyci na remis, Hesjedal w formie

Koniec etapu na zjeździe jest zawsze zapowiedzią małego szaleństwa. Zupełnie czym innym jest atak na podjeździe, tu wygrywa najmocniejszy kolarz, a czym innym na zjeździe, tu wygrywa największy wariat. Co prawda szybkie zjeżdżanie też jest umiejętnością, ale jednak, trzeba być odrobinę szalonym, nie mieć jakiejś blokady w mózgu, żeby na rowerze, który waży trochę ponad 7 kg zjeżdżać np. 100 km/h (takie prędkości w zawodowym peletonie nie należą do rzadkości).

Tak też było dzisiaj, zwycięzcą był niesamowicie szybki Luca Paolini, który zaatakował właśnie na zjeździe. Paolini wygrał i przy okazji objął prowadzenie w wyścigu.

Continue reading Faworyci na remis, Hesjedal w formie

Wiggins zrobił swoje

Team Sky dojechał do mety w minimalnym pięcioosobowym składzie. Nie wyglądało to dobrze, ale nie musiało. Najważniejszy był czas. Okazało się, że taką właśnie taktykę miało Sky, słabsi zawodnicy pracowali na początku trasy, a po wykonaniu roboty mogli odpaść. Dzisiaj Wiggins zarobił nad Nibalim 14 sekund. Niby nie wiele, ale zawsze coś. Nie wiadomo co się zdarzy w górach, a zdarzały się przecież wielkie Toury, w których przewaga pierwszego nad drugim była mniejsza.

Niespodziewanie dobrze pojechała drużyna Vini Fantini. Z kolei poniżej oczekiwań wypadł zespół Garmin Sharp, który przecież specjalizuje się w tego typu próbach.

Continue reading Wiggins zrobił swoje

Nibali i Wiggins faworytami Giro d’Italia

Dzisiaj ruszył pierwszy wielki Tour w sezonie, czyli Giro d’Italia! Zaczął się nietypowo, od płaskiego etapu. Żadnego prologu, żadnej jazdy drużynowej na czas (będzie jutro), tylko najnormalniejszy płaski etap. A skoro tak, to każdy inny wynik niż zwycięstwo Marka Cavendisha byłby sensacją. Sensacji nie było, wygrał po pięknym finiszu, pokazując nieprawdopodobną siłę, ten który miał wygrać czyli Cavendish. Dzisiejsze zwycięstwo było szczególnie cenne, gdyż oprócz kolejnego etapu Cavendish zarobił, przynajmniej na jeden dzień, różową koszulkę.

Tymczasem przyjrzyjmy się kto ma jakiekolwiek szanse w tegorocznym Giro. Faworytów w zasadzie jest dwóch…

Continue reading Nibali i Wiggins faworytami Giro d’Italia

Spagetti nigdy nie odmawiam!

Każdy, nawet początkujący kolarz wie, że makaron to podstawa diety. Ale z tym też nie należy przesadzać :) Pasienie makaronem może się skończyć zbędnymi kilogramami. Po starcie w Szerszeniach nabrałam wielkiej ochoty na spagetti!

Najlepsze jest oczywiście w wydaniu mojego męża…

Podstawa to dobrej jakości makaron, najlepiej sprawdza się barilla :) Pozostałe składniki to:

Continue reading Spagetti nigdy nie odmawiam!

Średnia wyższa, czas lepszy, miejsce dużo gorsze, czyli jak wzrósł poziom w Żądle Szerszenia

medal-zadlo

Wczoraj pojechałem Żądło Szerszenia. Ciężki początek sezonu za mną.

Jak przyjechaliśmy na miejsce  do Trzebnicy, to pierwsze co, to okazało się, że mam pęknięty kask, a konkretnie mechanizm trzymający kask na głowie. Co teraz? Kask nie trzyma się na głowie, lata luźno. Przecież nie dopuszczą mnie do startu bez kasku! Ściągnąłem ile się dało zapięcie pod szyję i odprawiłem modły, żeby kask nie spadł mi podczas jazdy. Niby ok, ale i tak podczas wyścigu poprawiałem go kilka razy. Co by nie było, to koniec tego kasku. Już nawet nie pamiętam ile służył. 5 lat, może 6?

Continue reading Średnia wyższa, czas lepszy, miejsce dużo gorsze, czyli jak wzrósł poziom w Żądle Szerszenia

Żądło, żądło i po żądle…

Od dwóch dni rosło ciśnienie we krwi… aż do dzisiaj!

Start rozładował emocje.
Pociąg z chłopakami z grupy był fajną sprawą, aż do czasu kiedy doścignęło nas TGV (TŻW).
Nie skleiłam się i po chwilowej próbie pogoni odpuściłam.
W ten sposób 30 km jechałam w towarzystwie wiatru w twarz mając nadzieję, że ktoś mnie dogoni.
Niestety nadzieja matką… :)

Continue reading Żądło, żądło i po żądle…

Tempo rośnie, jest nadzieja

Ponarzekałem wystarczająco w poprzednim wpisie. Dzisiaj w końcu było przyzwoicie. Tempo niezłe, kompletny brak bólu tyłka, oddech prawidłowy i jako taki docisk pod nogą! Przy okazji, w ogóle nie odczuwałem wtorkowego biegania. Z tym mam akurat problem w drugą stronę, tzn. jak biegam, to pierwsze 3 kilometry bolą mnie wszystkie mięśnie kolarskie. Ale jak wsiadam na rower, to bardzo mało odczuwam to, że dwa dni temu przebiegłem się trochę.

Continue reading Tempo rośnie, jest nadzieja

Weekendowe gonienie straconego czasu

Czasu oszukać się nie da. Już teraz wiem, że do pierwszego wyścigu w sezonie, czyli do Żądła Szerszenia, nie będę przygotowany jak należy. Kto w ogóle wymyślił płaski wyścig zaraz na początku sezonu, gdzie tempo zapewne będzie szaleńcze? W zeszłym sezonie pierwszy raz wyjechałem rowerem na szosę 17 marca. W tym roku 10 kwietnia. No to cudów nie ma i być nie może. Mimo tego, że zagęszczam treningi ile się tylko da, staram się robić odrobinę dłuższe dystanse niż rok temu, to i tak na Żądle będę miał dramat i wiem to już dzisiaj. Niestety w kolarstwie nie ma drogi na skróty a mi ewidentnie brakuje przejechanych na spokojnie kilometrów, brakuje bazy.

Continue reading Weekendowe gonienie straconego czasu