Chrissie Wellington Bez Ograniczeń

Świeżo po przeczytaniu książki Chrissie Wellington „Bez Ograniczeń” nachodzą mnie różne refleksje… Na początku miałam wrażenie, że jest to książka o rzyganiu. Po pierwszych stronach pomyślałam sobie ” to nie tego się przecież spodziewałam…”

bez-ograniczen

Zastanawiało mnie jak osoba szczęśliwa w rodzinie może mieć tak poważne problemy z zaburzeniami odżywiania? Z ciągłym brakiem akceptacji swojego ciała? Współczułam jej i myślałam jak to się ma do tego co słyszałam o jej wyczynach?

Continue reading Chrissie Wellington Bez Ograniczeń

Indoor Cycling wcale nie taka prosta sprawa…

Od kilku lat wyrywkowo, ze względu na brak czasu, chodzę na moje kochane zajęcia schwinn spinning, potocznie nazywane przeze mnie spinem.

W głowie zawsze stukał mi pomysł „może ja też mogłabym poprowadzić takie zajęcia?” Stukał, stukał i zapisałam się! Pierwszym zaskoczeniem było dla mnie to, że tak wiele osób bierze udział w takich szkoleniach. Ze zgłoszeniem czekałam niemal do ostatniej chwili no i przyznam że był problem. Żeby nie było tak łatwo to mój 4-letni synek postanowił właśnie w te dwa dni się rozchorować. Na szczęście mąż dzielnie walczył z wirusami w czasie kiedy ja oddawałam się morderczym treningom na sali.

Tak! Morderczym!

Continue reading Indoor Cycling wcale nie taka prosta sprawa…

Giro już na nas czeka!

Dzisiaj  pakowanie i jedna myśl w głowie, żeby niczego nie zapomnieć!

Niby rutyna, ale przy braku jednego czy dwóch drobiazgów żal za D może ściskać przez kilka dni we Włoszech.

Pogoda zapowiada się kiepsko. Pamiętacie niedawny etap z metą na Galibierze? Tak samo może być na Stelvi z tym, że będziemy czuli to na własnej skórze a nie oglądając eurosport na wygodnej kanapie.

tu prognoza pogody

Każdego dnia będziemy robili dla Was relację z tego co przyjdzie nam pokonywać. Morti, Gavia, Stelvia i kilka innych górek do zrobienia…

Mimo pogody będzie gorąco! [Iza]

Trzymajcie kciuki.

Radków… Strat w ludziach nie było

Sobotni start w Radkowie miał wymiar prawdziwej SZTUKI! Sztuki przetrwania…

Zacinający od rana deszcz, trzynaście stopni, trupie czaszki namalowane na drodze, asfalt dający wiele do życzenia. Ale i tak było warto!

Pogoda odstraszyła paru naszych znajomych, nas prawie też… Kilka metrów po starcie buzię miałam pełną piachu, który przyszło mi zjadać spod koła mojego towarzysza na pierwszych kilometrach. Na szczęście zaczęły się podjazdy i zostałam sama… Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego :) Czuje brak formy i niestety żeby były wyniki trzeba jeździć, jeździć i jeździć. Pocieszam się tym, że jest jeszcze trochę czasu na rozkręcenie nogi, no a za tydzień Alpy Tam zawsze nawet przez kilka dni lekko nabieram mocy… Starałam się dać z siebie wszystko ale po tętnie widać że to jeszcze nie to.

Zrzut z Garmina

Continue reading Radków… Strat w ludziach nie było

Giro na własne oczy!

21 maja. Magiczna dla nas data!

Wieczorem pakujemy rowery na dach i za kolejne 10 godzin będziemy na miejscu. Tak jak co roku, jedziemy ok 1000 km żeby na własne oczy zobaczyć ten spektakl! Właśnie TAK! SPEKTAKL! Nie można tego nazwać inaczej. Najtrudniejsze przełęcze: Passo Gavia i Passo dello Stelvio, Morti,  mordercze kilometry przewyższenia…

http://www.gazzetta.it/Giroditalia/2013/it/percorso-tappe/tappe.shtml?t=19&lang=it

Zapach peletonu w nozdrzach i ciarki na skórze… Jedno z najwspanialszych doświadczeń jakie udało mi się przeżyć, a raczej przeżywać dwa razy do roku podczas Giro i TdF.

Giro po polsku

Continue reading Giro na własne oczy!

Spagetti nigdy nie odmawiam!

Każdy, nawet początkujący kolarz wie, że makaron to podstawa diety. Ale z tym też nie należy przesadzać :) Pasienie makaronem może się skończyć zbędnymi kilogramami. Po starcie w Szerszeniach nabrałam wielkiej ochoty na spagetti!

Najlepsze jest oczywiście w wydaniu mojego męża…

Podstawa to dobrej jakości makaron, najlepiej sprawdza się barilla :) Pozostałe składniki to:

Continue reading Spagetti nigdy nie odmawiam!

Żądło, żądło i po żądle…

Od dwóch dni rosło ciśnienie we krwi… aż do dzisiaj!

Start rozładował emocje.
Pociąg z chłopakami z grupy był fajną sprawą, aż do czasu kiedy doścignęło nas TGV (TŻW).
Nie skleiłam się i po chwilowej próbie pogoni odpuściłam.
W ten sposób 30 km jechałam w towarzystwie wiatru w twarz mając nadzieję, że ktoś mnie dogoni.
Niestety nadzieja matką… :)

Continue reading Żądło, żądło i po żądle…