Już nie sam Sylwester Szmyd

Do tej pory przez długie lata byłem przyzwyczajony, że nasze zagraniczne kolarstwo szosowe stoi tylko i wyłącznie Sylwestrem Szmydem. To jego karierę obserwowałem i patrzyłem, czy uda mu się dobrze wypaść w jakimś wyścigu, czy nie. Zawsze obserwowałem jakieś mniejsze wyścigi, bo tam była nadzieja, że Sylwester dostanie wolną rękę, nie będzie musiał holować Cunego, Basso i kogo tam jeszcze miał w drużynie. Mam oczywiście w pamięci jego fantastyczne zwycięstwo pod Mont Ventoux, czy też harce razem z Contadorem pod Alp d’Huez. To były świetne popisy Sylwestra Szmyda, ale zawsze było to takie wyczekiwanie tylko na jednego kolarza. A jak przez przypadek przydarzały mu się słabsze występy (na szczęście rzadko), to już w ogóle nie był na co czekać. I wreszcie po latach posuchy i marności przyszła odmiana.

To co tej wiosny wyprawiają Polacy nie mieści mi się w głowie. Najechali w tym roku lepsze wyniki  niż przez kilka ostatnich lat łącznie. Najpierw podczas wiosennych klasyków szalał Michał Kwiatkowski, a teraz podczas Giro d’Italia Rafał Majka wraz z Przemkiem Niemcem dali prawdziwy popis. Padł wieloletni rekord Zenona Jaskuły, który w 1991 roku był 11 w Giro. Czołowa 10 wyścigu dookoła Włoch wygląda tak:

  1. Vincenzo Nibali (Ita) Astana Pro Team 84:53:28
  2. Rigoberto Uran Uran (Col) Sky Procycling 04:43
  3. Cadel Evans (Aus) BMC Racing Team 05:52
  4. Michele Scarponi (Ita) Lampre-Merida 06:48
  5. Carlos Alberto Betancur Gomez (Col) Ag2R La Mondiale 07:28
  6. Przemysław Niemiec (Pol) Lampre-Merida 07:43
  7. Rafał Majka (Pol) Team Saxo-Tinkoff 08:09
  8. Benat Intxausti Elorriaga (Spa) Movistar Team 10:26
  9. Mauro Santambrogio (Ita) Vini Fantini-Selle Italia 10:32
  10. Domenico Pozzovivo (Ita) Ag2R La Mondiale 10:59

Niemiec i Majka pobili we dwójkę rekord Zenona Jaskuły. Na poszczególnych etapach Przemek Niemiec był dwa razy trzeci, a Rafał Majka raz czwarty. Rafał jechał przez prawie cały wyścig w białej koszulce najlepszego zawodnika do lat 24 i dopiero straszny etap kończący się na Tre Cima Di Lavaredo (ależ to był ETAP!) pozbawił go zwycięstwa na rzecz Carlosa Betancura. Ręce same składają się do braw. Nie pamiętam kiedy ostatni raz przed tym Giro widziałem sytuację, w której to dwóch Polaków dojeżdżało z czołową grupą liderów na metę niemalże wszystkich górskich etapów. Uszczypnijcie mnie, ale to wszystko wygląda jak piękny sen. Czekam na Tour i Vueltę, no i co tu dużo gadać, na pierwsze zwycięstwo, któregoś z polskich zawodników.