Radków… Strat w ludziach nie było

Sobotni start w Radkowie miał wymiar prawdziwej SZTUKI! Sztuki przetrwania…

Zacinający od rana deszcz, trzynaście stopni, trupie czaszki namalowane na drodze, asfalt dający wiele do życzenia. Ale i tak było warto!

Pogoda odstraszyła paru naszych znajomych, nas prawie też… Kilka metrów po starcie buzię miałam pełną piachu, który przyszło mi zjadać spod koła mojego towarzysza na pierwszych kilometrach. Na szczęście zaczęły się podjazdy i zostałam sama… Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego :) Czuje brak formy i niestety żeby były wyniki trzeba jeździć, jeździć i jeździć. Pocieszam się tym, że jest jeszcze trochę czasu na rozkręcenie nogi, no a za tydzień Alpy Tam zawsze nawet przez kilka dni lekko nabieram mocy… Starałam się dać z siebie wszystko ale po tętnie widać że to jeszcze nie to.

Zrzut z Garmina

Kolejnym warunkiem jest waga, która mimo regularnych treningów wciąż stoi na nieprzyzwoitym wysokim poziomie. Co zrobić? Trzeba się zebrać i robić to co robię jeszcze lepiej! Zastanawiam się też nad skorzystaniem z profesjonalnego planu treningowego tak, żeby zoptymalizować pracę i polepszyć swoje wyniki, może to pomoże? :)

Podsumowując Radków, było SUPER! Polecam każdemu, pomimo kilku ubytków w nawierzchni. Organizatorzy spisali się na medal, zabezpieczenie trasy też na wysokim poziomie. Niestety są rzeczy z którymi nie da się walczyć. Trasy piękne! Gór pod dostatkiem! Tylko dziur dużo. II miejsce w K, a w K3 I, open 39/205 startujących.

Tu są wyniki

Trzymajcie kciuki za kolejne starty!