Sposób na motywację? Filmiki na YouTube!

Pisałem już kiedyś o tym co zrobić, aby w ciemny, zimny wieczór, gdy na dworze pada śnieg z deszczem, a termometr wskazuje poniżej zera, znaleźć motywację i jednak pójść na trening. Ta metoda to zgłoszenie się na zawody. Ona oczywiście działa i czym bliżej zawodów, tym działa silniej. Jest to fajna metoda i tak jak działała z pewnością na wielu sportowców 100 lat temu, tak działa dzisiaj i będzie działać za kolejne 100 lat.

Ja jednak ostatnio mam inną metodę. Ciężko przecież znaleźć motywację na dobre kilka miesięcy przed zawodami. Oczywiście motywuję się jakoś. Powtarzam sobie, że nie ma czegoś takiego jak roztrenowanie i że w formie trzeba być cały rok, ale wiadomo jak to jest, jak trzeba wyjść z domu jak na dworze pada i mokro. Mój nowy sposób to oglądanie filmików na YouTube. Tych oczywiście jest tysiące. Wybór w dzisiejszych czasach dobrego filmiku motywacyjnego jest nieskończony, a zasoby internetu można przeglądać całą wieczność. Oczywiście mam kilka ulubionych, ale wśród nich króluje ten, reklamówka triathlonu na Hawajach:

To jest niewiarygodne. Jak widzę, że Ironmana kończą ludzie bez nóg, albo staruszkowie, to mam łzy w oczach. Jak oglądam ten filmik, to czasami chce mi się iść biegać o 2 w nocy. Wszystkie inne filmiki bledną przy tym jednym. Ręka do góry kto miał łzy w oczach jak to obejrzał. Ja mimo, że widziałem ten filmik chyba już tysiące razy, wzruszam się za każdym razem i nabieram takiego powera, że mam wrażenie, że przynajmniej połówkę Ironmana mógłbym skończyć tu i teraz wstając z fotela.

Ten filmik tak zapadł mi w pamięć, że wystarczy, że tuż przed treningiem puszczę sobie samą muzykę (Steve Jablonsky – My Name is Lincoln) i widzę w wyobraźni tego staruszka, co to słania się na nogach, ale jednak znajduje się na mecie. Co znaczą wówczas słowa „Nie chce mi się”? Nic.

Pamiętam jak tuż przed maratonem miałem wątpliwości, czy aby na pewno dam radę go skończyć, po czym odkryłem ten filmik i już wiedziałem, że dotrę do mety, choćby mi ktoś nogę złamał na trasie. To jest takie adidasowkie „impossible is nothing” albo właśnie triathlonowskie „you can do it”, bo którym to wszystkie bariery znikają. Kiedyś mi się wydawało, że pełny dystans Ironmana jest zarezerwowany tylko dla nadludzi, ale po takiej sesji motywacyjnej mam wrażenie, nie co ja mówię, jestem przekonany, że to jest do zrobienia!

Macie jakieś takie filmiki co powodują, że półmaraton przed śniadaniem staje się prosty, to koniecznie dajcie mi znać. Jestem głodny czegoś takiego. Tak się nakręciłem tym wpisem, że nie mogę wysiedzieć w miejscu. Na razie, idę pobiegać!

Skąd brać siłę?

Nie jestem ideałem, ale uczę się każdego dnia jak być lepszą, jak być sobą i jak spełniać własne marzenia. Czasami udaję, że jest łatwo, ale nie jest. Życie zastawia na nas mnóstwo pułapek i tylko od naszej zimnej krwi, doświadczenia, rozsądku zależy jak je przyjmiemy. GT RAT to bardo silna grupa. To jest dla mnie niespodzianka. Prawie dwadzieścia osób a każdy z nich jak lew! Kurde! Zawziętość daje czuć się w powietrzu na każdym wspólnym treningu. Aż strach pomyśleć co będzie się działo przed startem. Już sobie wyobrażam ten wrzątek, który będzie kipiał między nami… Jest tez coś ważniejszego, wspólny cel! Jeszcze w październiku dawałam sobie próbny miesiąc. Dzisiaj już myślę o sezonie startowym. Podniecająca to myśl… Kto by pomyślał, że sport może być podniecający. Pot, zmęczenie, brak oddechu napędza jak żadne inne paliwo a każdy chce jeszcze mocniej i więcej! Zauważam też, że sport to świetny czas rozwoju, nie tylko fizycznego ale też duchowego. Tyle, ile daje mi trening nie kupię nigdzie, płacąc żadną kartą. jeśli kiedykolwiek, ktokolwiek będzie wam wymawiał że bez sensu poświęcacie czas na treningi NIE SŁUCHAJCIE GO! Ten czas to najlepsza inwestycja w relacje w związek w rodzinę w siebie. Dajcie właśnie sobie tych kilka godzin tygodniowo na słuchanie swojego organizmu, swoich myśli. Nic Wam tego nie zastąpi.

gt-rat-640

Triathlon jest Kobietą!

Jest piękny, słoneczny, grudniowy poranek. Za oknem czarny kot czai się na coś w jeszcze oszronionej trawie. Taka sielanka… Życie płynie swoim nurtem, sprawy toczą się same. Tak, jakbym nie miała na nie wpływu.

za-oknem

Wpływ. Wpław. Płynąć. No właśnie. Trenujemy już trzeci miesiąc. Kilkanaście osób we Wrocławiu budzi się każdego ranka wiedząc, że ma wspólny cel. Realizacja planu treningowego. Realizacja wymarzonego celu. To, że faceci to robią, to wiadomo. Od zawsze mieli jakieś igrzyska, olimpiady czy wojny na których prężyli pierś. Oczywiście nie ujmując Wam panowie :) W szczególności jednak podziwiam nas kobiety, za to, że mając na głowie dzieci, dom, pracę i wymarzone godziny treningowe, dajemy radę! Każdy dzień to coś innego. Basen, sala, siłownia, bieganie, rower. Każdego miesiąca więcej jednostek i mniej czasu na myślenie o pierdołach. Właśnie!  Od kiedy zassał mnie GT RAT mniej zajmuję się rzeczami nieistotnymi. Myślami błądzącymi nie wiadomo gdzie. Moja głowa sama układa priorytety na odpowiednich półkach. My, kobiety jesteśmy silne i to na tyle, by pokonać niejednego faceta, to tez wiem! Nie ukrywam, że jest to miłe uczucie i miły cel, który uprzyjemnia wielogodzinne treningi w pocie czoła jak nic innego!

Do sezonu jeszcze dużo czasu, tak sobie mówię. Dużo też rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim basen. Kraul wciąż nie jest jeszcze moim przyjacielem. Czuje jak opornie moje ciało porusza się w wodzie. Nie jest tak źle jak na początku, chociaż załapanie i zgranie w czasie tych kilku elementów jakoś mi jeszcze nie wychodzi.

grzbiet

Trener obiecuje że do wiosny będzie dobrze. Wierzę w to! Tak, bo w to, co trener mówi trzeba wierzyć. Trzeba wierzyć i słuchać uważnie bo jak nie, to się denerwuje a to bardzo źle! Źle dla nas! On siedzi sobie gdzieś tam i myśli. Robi dla nas układankę z której mają wyrosnąć w nas, z nas ZWYCIĘZCY! Niech robi. My będziemy realizowali plan.

Powstaną z nas LUDZIE Z ŻELAZA!

triathlon-jest-kobietaDzięki Michał (W) za super zdjęcia z basenu!

 

Plan treningowy pęcznieje!

GT RAT zassało mnie w swoje szeregi. Grupa motywuje, Trener nie daje wytchnienia a co najciekawsze nikt nie narzeka i nie kręci nosem. Wszyscy tylko czekają na hasło. Jak wygłodniałe zwierzęta stojące w kolejce po porcję swojego mięsa. Czekamy, on rzuca je nam prosto w pyski i każdy biegnie ze swoim kawałkiem gryząc dokładnie. Tak napalonych ludzi już dawno nie widziałam. Motywuje nas coś niebywałego, nie prochy, nie szef siedzący na naszych plecach poganiający pejczem! Zauważyłam, że im bardziej boli po treningu, tym lepiej się czuję. Mam wrażenie, że moje ciało i umysł są wdzięczne mi za to, co z nimi robię. Wręcz czuję i oczyma wyobraźni widzę regenerujące się komórki. Jeśli jest dzień w którym nie katuję się na basenie, sali czy siłowni, to jakoś mi źle. Czuję się niespełniona. Nie chodzi tu wcale o rypanie kilometrów, przerzucanie ton na siłce czy kręcenie do upadłego, to bardziej sprawa związana z tym jaką wolność daje tych kilka chwil dziennie tylko dla siebie i swojego wymarzonego celu. Tak! Bo CEL musi być! Jaki? ZWYCIĘSTWO! Bo jak mawia nasz „Tyran” trenujemy po to by zwyciężać. A co? Nie można? W naszym przypadku nawet trzeba ;) Jeszcze przed dwoma miesiącami piłam wodę na basenie a dzisiaj odkrywam że w pływaniu istnieje coś takiego jak prędkość. W porównaniu z moimi koleżankami i kolegami (dla przykładu 28 sek/50m) osiągam śmieszny wynik, którym nie będę się chwaliła . Widzę w tym już fan a nie walkę  o życie. Jesteśmy przekrojowo tak różni, ale mamy jedno w głowie, chcemy dać z siebie wszystko, nawet więcej niż wszystko. Projekt GT RAT rozkręca się pełną mocą! Arrr Arr!

GT-RAT

GT RAT trenuje pełną parą

zestaw-treningowy-1024x764

Listopad to już drugi miesiąc treningów w GT RAT. Na początku nie wierzyłam, że uda się mi zgrać wszystkie obowiązki tak, by znaleźć na to wszystko czas. Jak widać, dla chcącego nic trudnego, oczywiście z pomocą męża, który dzielnie walczy, zdąża, rzuca wszystko i gna do domu do dziecka.

Trener Sidor cierpliwie patrzy na to, co robimy. Przyznam, że nie zawsze wychodzi, zwłaszcza jeśli mówimy o pływaniu. Nie zawsze i nie każdemu i mam na myśli siebie, to tak na wszelki wypadek gdyby któryś z RAT-owców to czytał. Tak jak myślałam, najmniejszy problem mam z rowerem. Kocham go, więc w miarę wychodzi. Bieganie to sprawa do wybiegania kilometrów. Pocieszające jest to że kolano nie boli.

Continue reading GT RAT trenuje pełną parą

Choroba zabiera wszystko

Tytuł jest prowokacyjny, bo tak nie jest, ale o tym za chwilę. Choroba to zmora każdego sportowca. Coś czemu nie możesz przeciwdziałać. Tak jak świadomie można odstawić śmieciowe jedzenie, gazowane słodzone napoje, słodycze i alkohol, tak niestety nie można tak samo zdecydować o chorowaniu lub nie. Czasami się po prostu choruje. Tak jest i trzeba do tego przywyknąć. Ja i tak mam szczęście bo jestem chory nie częściej niż raz w roku i już zdążyłem się przyzwyczaić, że każdej jesieni mam jakieś 1,5 tygodnia wycięte z życia, podczas którego leżę nieprzytomny w łóżku i obżeram się lekarstwami. Ostatnią rzeczą, na którą mam wówczas ochotę to trening.

Jednakże przez ten brak treningu cierpię strasznie. Pal licho ten kaszel i katar, co mi tam gorączka i ból głowy. W chorowaniu najgorsza jest świadomość, że dzień po dniu nie idę na kolejne treningi, a całą wypracowaną przez długie miesiące formę tracę w tydzień. Przynajmniej tak mi się podczas tego chorowania wydaje. Zapewne wynika to z tego, że jak jest się chorym, to i bardzo zmęczonym. Przejście z kuchni do pokoju wymaga wysiłku, 15 minut siedzenia przy biurku i próba podjęcia pracy na komputerze powoduje takie zmęczenie, że potem trzeba 2h odsypiać. Kłóci się to z moim wyobrażeniem o własnej niezłomności. Przecież jestem niemalże półzawodowym sportowcem, nie mogę się męczyć w 15 minut!

Continue reading Choroba zabiera wszystko

Triathlon! Czy ja wiem co robię?

Pierwszy-trening

Od kilku miesięcy śledziłam poczynania Radiowej Akademii Triathlonu. Intensywne treningi, spektakularne starty w najtrudniejszej dyscyplinie jaką wymyślił człowiek. Pięknie czytało się ich wpisy i śledziło wyniki. Mam wrażenie, że triathlon jest w tej chwili wszechobecny! Koledzy już o niczym innym nie mówią. Ciągle tylko sprzęt, starty, dystanse.

Nie można zostawać w tyle! Grupa Triathlonowa GT RAT ogłosiła nabór. Spontanicznie wysłałam zgłoszenie. Udało się! Zostałam przyjęta :)

Niedziela rano, pierwszy trening. Pobudka o 7.00. Termometr wskazuje 0 stopni. Dziewiąta rano, zbiórka przy Koronie, dystans ok 100 km z możliwością skrócenia trasy w kilku miejscach. Dojechałam na miejsce z pięciu minutowym zapasem. Od razu zszokował mnie widok kilkunastoosobowej grupy. Piękne słońce towarzyszyło nam przez cały trening, była świetna atmosfera i bardzo dobrze skomponowana trasa. Spiesząc się wyjechałam bez śniadania ale Enervit w kieszonkach ratował mnie na całej trasie.

Continue reading Triathlon! Czy ja wiem co robię?

Jak zacząć biegać? Powoli!

Ile razy próbowałeś zacząć biegać? Ile razy kończyło się to po pierwszym albo drugim razie?  A pamiętasz niewiarygodny ból mięśni następnego dnia rano, gdy dzień wcześniej zaprawiony w bojach kolega maratończyk wyciągnął Cię na bieganie, a Ty próbowałeś dotrzymać mu kroku przez cały trening?

Nie tędy droga. W bieganiu bohaterstwo jest niewskazane. Masz czuć się lepiej, być sprawniejszym, szczuplejszym i szybszym, a nie zostać kaleką w średnim wieku. No to pokolei, zanim wyjdziesz pobiegać po raz pierwszy przeczytaj to:

Continue reading Jak zacząć biegać? Powoli!

Maraton po raz pierwszy

przed-maratonem

Przygotowywałem się do tego startu długo (Maraton Wrocławski, 15 września 2013 r.). Tzn. długo jak na moje wyobrażenie tego ile można przygotowywać się do jednego sportowego wyczynu. Co prawda tuż przed startem byłem nieźle spanikowany, gdyż gdzieś przeczytałem, że ludzie latami przygotowują się do maratonu, po czym nie kończą albo kończą z czasami, które znacznie odbiegały od ich oczekiwań. Oczywiście na wycofanie się było za późno i nigdy w życiu bym tego nie zrobił. Wyrzuty sumienia po takiej dezercji byłyby niewyobrażalne. Dodatkowo przecież ogłosiłem całemu światu, że startuję w maratonie. Mało tego, wszem i wobec ogłosiłem, że każdy wynik powyżej 4h będzie rozczarowaniem i porażką. Jakbym zatem spojrzał w oczy znajomym?! Jakbym spojrzał w oczy samemu sobie?

Tego ostatniego, tj. deklaracji, że złamię 4h trochę żałowałem. Sam siebie nakręciłem, że teraz nie biegnę tylko po to, aby dobiec, ale jeszcze dodatkowo zrobić wynik sportowy. Wewnętrzna presja była więc całkiem spora. Dodatkowo sporo osób, które wcześniej kończyły maraton jak słyszały o tych planowanych 4h w debiucie, to z niedowierzaniem kręciło głową. Argumentowali, że ponoć mam za mało kilometrów w nogach i że dobry czas na 10 km, czy też na 21 km nie przekłada się wprost na dobry wynik w maratonie, itp.

Continue reading Maraton po raz pierwszy

Letni Bieg Piastów, czyli półmaraton po kamieniach

Tydzień temu (31 sierpnia) pobiegłem Letni Bieg Piastów. Z racji zbliżającego się maratonu we Wrocławiu i trwających przygotowań wybrałem oczywiście dłuższy dystans, czyli 21 km – piękne dwie pętle po 10,5 km.

Był to pierwszy w moim życiu wyścig biegowy, w którym miałem okazję brać udział. Kiedyś już co prawda stałem na starcie jednego półmaratonu, ale do wyścigu jednak wówczas nie doszło. Nie był to zwykły półmaraton. Letni Bieg Piastów prowadzi po tych samych trasach, po których w zimie biega się na nartach biegowych. Ta sama okolica Polany Jakuszyckiej, tylko zamiast wszystkiego białego, wszystko jest zielone. A więc nie jest to przyjemne bieganie po asfalcie długim swobodnym krokiem, tylko zwykły przełaj po kamieniach. W związku z ukształtowaniem terenu i jakością podłoża nie za bardzo wiedziałem na co mnie stać. W normalnych treningowych warunkach biegam półmaraton poniżej 2h. Ale tutaj nie wiedziałem czego oczekiwać.

Continue reading Letni Bieg Piastów, czyli półmaraton po kamieniach